Nowe inspiracje:)
Zapraszam 11.02.12 do Budda Spa na warsztat i bezpłatną prezentację dr. Piechnika porodu bez bółu i stresuu, a w stanie alfatransu///
Kochane i kochani...z wielką radością przesyłam niezwykłą opowieść niezwykłej kobiety, która urodziła swojego synka sama bez asysty. Serce moje rośnie wsłuchując się w piękno tej opowieści. Poznałam ją osobiście asystując Elenie Tonetti-Vladimirowej kilka miesięcy temu..
zajrzyjcie na www.birthintobeing.pl moją nową stronę promującą Sztukę Świadomych Narodzin Droga Duchowa Rodzino , spiesze do Was z najcudowniejszą Nowiną, otoz dokladnie 3 tygodnie temu 15tego stycznia powilam dzieciątko najslodsze – Samuela i jestem najszczesliwszą kobietą na swiecie ))))). Milosc, ktora czuje do tego malego czlowieczka jest wieksza, niz caly Wszechswiat, bezgraniczna, bezwarunkowa, najczystsza, niezwykle gleboka, autentyczna i pełna…. patrze na niego i lzy szczescia splywaja mi po policzkach…. nie przypuszczalam, ze moge kiedys tak bardzo kochac… Moj mistyczny porod rozpoczął sie w sobote 14tego wieczorem, przeradzajac sie stopniowo w 24o godzinną torturę, ktora doslownie i w przenosni rzucila calą mą istotę na kolana… umieralo moje cialo, umieralo moje ego… za oknem szalala niesamowita sniezna burza… o 21.45 przy poteznym krzyku zycia dobywajacym sie z mojej i jego piersi i zlewajacym sie w jedna boską pieśń, moj Anioł pojawil sie na naszej fascynujacej planecie …doskonaly, przepiekny, zbudowany raczej ze swiatla, anizeli z ciala, bedacy ucielesnieniem Boga i Milosci, moj prawdziwy kwiat lotosu, na ktory czekalam cale zycie…..cialo z mego ciala…. niepojety cud narodzin….bezmiar Milosci ogarnął cale me jestestwo… Do drugiej nad ranem siedzielismy razem w wodzie, w ogromnej wannie mojej nowej lazienki, przy swiecach i delikatnej duchowej muzyce, oczarwani, zaczarowani, w najwyzszym duchowym uniesieniu, zapatrzeniu i zachwycie….trzymajac sie czule w ramionach, nie mogac oderwac od siebie oczu, sluchajac bicia naszych serc… opowiadajac sobie o swiecie – ja jemu o ziemskim, on mi o niebianskim… Wszechswiat doznal ekspansji i stworzyl miejsce dla nowej istoty, ktora bedzie z radoscia podnosic jego wibracje swym pieknym szlachetnym zyciem. Gdy wyszlismy z wody i spojrzelismy przez okno, naszym oczom ukazal sie idylliczny bialy niewinny krajobraz, pokryty skrzacym sie puszystym sniegiem, pelen ciszy i spokoju…przyroda wspolgrala z magią mego porodu…. .czysty swiat przywital z rewerencją czystą duszę…. Misterium mego porodu dokonalo sie w okolicznosciach o jakich marzylam, w intymnej duchowej atmosferze mej świątyni na sarnim wzgorzu bez jakiejkolwiek medycznej asysty lekarza czy poloznej, a jedynie w towarzystwie istot zaangazowanych uczuciowo, czyli mego partnera Ralfa i mego piesiunia Lotoska – w kregach alternatywnych zwie sie taki porod porodem bez asysty i bez przemocy. Taki porod nie koncentruje sie glownie na fizycznym/medycznym aspekcie porodu ale przede wszystkim na jego aspekcie duchowym i uczuciowym, jest to bowiem święte wydarzenie, co jest niestety calkowicie pomijane w porodach szpitalnych. To, co przecietny mieszkaniec naszej planety uwaza za normalna szpitalna procedure porodowa jest dla nowej, bezbronnej, niezwykle delikatnej istoty ogromnym szokiem i bolem, ktory niesie ona potem przez cale zycie… Porod, ktory ja wybralam byl niezwyklym mistycznym przezyciem, gleboko wewnetrznym i transformujacym… wzielam bowiem pelną odpowiedzialnosc za jak najczulsze, najdelikatniejsze, jak najspokojniejsze i pelne milosci oraz wolnosci wprowadzenie mego synka do zycia na Ziemi… Oczywiscie, ze sie balam, ze czulam niewyobrazalny fizyczny bol porodowy i mialam poczucie otarcia sie o smierc ale czulam takze ogromna moc mojej decyzji, ogromną potęge mej kobiecosci oraz przeogromna potrzebe zapewnienia mojemu dzieciatku najpiekniejszego startu w nowe zycie. Wiele/u z Was pamieta jak trudna dla mnie byla to ciąża pod wzgledem zarowno fizycznym, jak i emocjonalnym, jak bardzo borykalam sie z jej akceptacja… a jednak niezwykla potezna podswiadoma milosc do tego nowego czlowieczka oraz zycie w coraz wiekszej swiadomosci dalo mi sile i odwage, by zrobic wszystko, co w mojej mocy, by zapewnic mojemu synkowi pelne szacunku, pokoju i milosci przejscie ze swiata ducha do swiata materii. Tym porodem wzielam w pelni moje zycie w swoje rece….umarlam…. i urodzilam sie na nowo….szczesliwa, wolna, pelna, tryskajaca miloscią, przesycona wiara we wlasna intuicje, moc i madrosc mego serca. Takie oto dary niesie ze soba porod domowy pelen ufnosci we wlasciwosc calego tego swietego procesu, jego przebiegu, czasu i intensywnosci doznan. W szpitalu oddajemy naszą moc lekarzom, nie ufajac sobie… oddajemy takze lekarzom i tzw. systemowi moc drzemiacą w naszych dzieciach… Aby w pelni uczynic zadosc idei porodu bez przemocy pragnelam nie odcinac pępowiny ale raczej pozwolic jej samej odzielic sie od cialka mego synka, co zwie sie porodem lotosowym, jednakze po czterech mistycznych godzinach w wannie po porodzie nie urodzilam łożyska, wiec z procedurą lotosową musialam sie wstrzymac… troche mnie zaskoczyl taki obrot spraw, nie bylam bowiem przygotowana na taka ewentualnosc. Bedąc jednak w stanie niespotykanego uniesienia i spokoju postanowilam zaufac zaistnialej sytuacji i poczekac do nastepnego dnia. Tak wiec polaczeni z Samuelkiem dosc krotką pępowiną ale na tyle dlugą aby usteczkami mogl siegnac do mojej piersi, polozylismy sie spac. Na drugi dzien lozysko wciaz nie chcialo sie urodzic, zadzwonilam wiec do znajomej poloznej z zapytaniem o porade, ktora okazala sie przesyconym strachem nakazem udania sie do szpitala, czego oczywiscie zrobic nie zamierzalam , skontaktowalam sie w zamian z kolezankami, ktore sa promotorkami porodow bez przemocy, ich sugestie rezonowaly z moim sercem i dotyczyly emocjonalno duchowego aspektu urodzenia lozyska. Poczulam, ze wraz z lozyskiem trzymam w sobie jakies stare destruktywne emocje i rozpoczelam ze spokojem i ufnoscia ceremonie puszczania, podziekowania i pozegnania… lozysko urodzilam na nastepny dzien delikatnie, calkowicie bezbolesnie po 36ciu godzinach od urodzenia synusia. 4 godziny pozniej odcielam bardzo juz uschnietą pepowinke uznajac, ze dopelnil sie nasz cudowny lotosowy porod. Jestem ogromnie wdzieczna, ze zaufalam mej intuicji, madrosci natury i mego ciala, ze zaufalam duchowemu i fizycznemu procesowi, ktory potrzebowal czasu aby sie dopelnic, czasu, ktorego nikt by nie uszanowal, gdybym rodzila w szpitalu…powodowani strachem i pospiechem nie dajemy sobie bowiem czasu i przestrzeni na wejrzenie w siebie i prawdziwa czułą bliskosc ze sobą, drugim czlowiekiem, zwierzeciem, drzewem… Ow czas pomiedzy swiatami, kiedy to moj synek byl niejako czesciowo wciaz we mnie i czesciowo poza mna pozostawiwszy lozysko w moim brzusiu i bedac polaczony ze mna cudownym sznurem zycia, byl dla mnie najswietszym oswieconym lotosowym czasem, swietlistymi 40toma godzinami mistycznego polaczenia z moim dzieciatkiem, niezapomnianymi godzinami milosci o ogromnej duchowej mocy. Cudowny pepuszek mojego synusia na zawsze bedzie dla mnie swietym miejscem naszego mistycznego polaczenia…kocham to miejsce… Piszac te slowa siedze z mym Samuelkiem, ktory slodko ssie mą pierś, z ktorej plynie rwąca rzeka bialego najzdrowszego mleka, ktore w ogromnej obfitosci produkuje moje swięte cialo….święte, bo stworzylo cud niezwykly – swiętego nowego czlowieczka. Dopiero teraz poczulam pełnię zycia, pelnie szczescia, pelnie milosci…tęskniłam za takim spelnieniem wiele lat, nie wiedzac, ze tak naprawde tęsknię i czekam na mego synka . Nie moge oderwac od niego oczu, czas z nim to najpiekniejszy i najcenniejszy czas mego zycia, praktycznie non stop jestesmy razem, nosze go bowiem caly czas w chuscie, minuta bez niego, wydaje mi sie straconą minutą, nic nie jest bardziej fascynujace, jak bycie z nim, obserwowanie jego kochanej buzki, calowanie kochanych stopek, karmienie piersią, wspolne kapiele w ogromnej wannie, czułe masaze kochanego ciałka, głębokie rozmowy bez słów, uczenie się języka migowego oraz zycia bez pieluch /Samuel juz z radoscią robi siusku do miseczki/, a przede wszystkim sluchanie jego cudownego oddechu kiedy sobie razem spimy w ogromnym lozku mej sypialni pod egidą wschodzacego słońca wyrzezbionego na scianie. Uczymy sie taze jak odreagowywac, uwalniac uwiezione w malym cialku emocje i stres prenatalny. Delikatny czlowieczek gromadzi bowiem w sobie przykre odczucia, jakich doznal bedac w brzusiu mamy, takze traumę porodową i potrzebuje to uwolnic podczas dni, tygodni, a nawet miesiecy po porodzie. My z Samuelkiem przeszlismy sporo podczas ciąży /na szczesnie nie podczas porodu:)/, wiec z miloscia opowiadam mu o tym i bardzo go przepraszam, wtedy razem sobie poplaczemy, by potem moc sie razem radowac . Jesli dzieciatko nie ma mozliwosci, by uwolnic owe niepokoje, wnosi je potem w pozniejsze zycie jako depresje, agresje, uzaleznienia etc. Czuły dotyk, jak najczestsze noszenie, przytulanie, spanie z dzidziusiem, to najlepsza terapia i najbardziej niezbedna rzecz w zyciu maluszka. Nie szczedzmy zatem czulosci i bliskosci naszym dzieciom, one tego potrzebuja jak tlenu by byc fizycznie i emocjonalnie zdrowe i szczesliwe. Nie wstawiajmy ich do lozeczek, osobnych pokoi, bo to je przeraza i zaburza naturalną homeostaze ich istoty, zaburza zaufanie do swiata, odbiera poczucie bezpieczenstwa i poglebia poczucie separacji od siebie, innych i Źródła. Dzieci chcą być blisko spokojnych, szczesliwych rodzicow, wtedy czują, ze sa naprawde kochane i calkowicie akceptowane. Niechaj kąpią sie w oceanie naszej bezwarunkowej czulej milosci, a wyrosną na szlachetnych, spelnionnych, radosnych doroslych ludzi. Pamietajmy, ze to, co tzw. system uwaza za normalne traktowanie dziecka – szpitalne porody, procedury poporodowe, szczepienia, uczenie dziecka chlodnej samodzielnosci, etc., nie jest normalne, jest brutalne i zostawia dalekosiezne emocjonalne blizny, ktore nie pozwalaja nam potem zyc w szczesciu i pokoju… Zmienmy to, badzmy rodzicami glebokich przemian na lepsze w zyciu przyszlych pokolen, w zyciu naszej planety…. Pamietajmy takze, ze nasze negatywne emocje ogromnie wplywaja na poziom stresu u dziecka, zadbajmy wiec bardzo o nasze uzdrowienie. Ja bardzo mocno przeciwstawilam sie systemowi swoim porodem i wszystkim, co wprowadzam w zycie mego syneczka po porodzie…. Począwszy od tego, ze zdiagnozowano u mnie wade serca, gdy mialam 17cie lat i juz wtedy ostro zaznaczono, ze w przypadku mej ciazy wchodzi w gre tylko cesarskie ciecie – nieprawda! – moje serce cudownie wspolpracowalo podczas dlugiego i bolesnego porodu. Po drugie, moj wieloletni weganizm uniemozliwi mi zajscie w ciaze – nieprawda! /nawet nie probowalam, a sie stalo / i ze bede miala malo mleka, mleka mam tyle, ze moglabym wykarmic trojaczki . Po trzecie – pierwszego dziecka, nie mozna urodzic bez poloznej – nieprawda! Po czwarte – kobiete trzeba naciac, bo i tak peknie w czasie porodu – nieprawda! – ja mimo prawie 4o kilowego dzidziuska wcale nie peklam. Po piate – lozysko trzeba wylyzeczkowac jak najszybciej po porodzie – nieprawda! etc., etc., etc. Gdybym sluchala lekarzy, nie przezylabym najwspanialszego mistycznego porodu i narazilabym najdelikatniejsza istotke na niepotrzebna przemoc….sztuczne przyspieszacze porodu, znieczulenia porodowe, procedura poporodowa – separacja od matki, mierzenia, warzenia, oczyszczanie noska, oczek, pobieranie krwi etc., nie zdajemy sobie sprawy jak bolesne i szokujace to jest dla dziecka – zaoszczedzmy mu tego!!!!!!, rodzmy w domach, w milosci. intymnosci, czulosci i mocy!!!!! Nowo narodzone dziecko to duchowo zaawansowana swiadoma istota, bycie z nia, uczenie sie jej oraz glebokie porozumienie z nia otworzyly przede mna drzwi do autentycznej duchowosci, czuje, ze moj rozwoj duchowy przeniosl sie na inny wymiar, wymiar o nieslychanej głębi i bliskości ze Źródłem. Zycie splatalo mi najcudowniejszego figla – Światlo zapanowalo w mym sercu, Pokój zapanowal w mym umysle, Miłość zawładnęła całą mą istote. Nie moge sie doczekac dalszej podrozy z moim malym buddą, pokazywania mu cudów swiata oraz kreowanie wspolnie inspirujacego, wolnego, radosnego zycia bez przemocy. Z calego serca dziekuje Wam wszystkim, które/którzy wspieraliscie mnie do tego punktu mej wędrówki, Wasza kochajaca obecnosc byla, jest i bedzie dla mnie bezcenna. Wasza energia dodala mi sil by zrobic to, co zrobilam, by przezyc to, co przezylam, by stac sie wolną od strachu pokojową wojowniczką o lepsze zycie przyszlych pokolen. Namaste Om Om Om Patrycja
Kochane i kochani...z wielką radością przesyłam niezwykłą opowieść niezwykłej kobiety, która urodziła swojego synka sama bez asysty. Serce moje rośnie wsłuchując się w piękno tej opowieści. Poznałam ją osobiście asystując Elenie Tonetti-Vladimirowej kilka miesięcy temu..
zajrzyjcie na www.birthintobeing.pl moją nową stronę promującą Sztukę Świadomych Narodzin Droga Duchowa Rodzino , spiesze do Was z najcudowniejszą Nowiną, otoz dokladnie 3 tygodnie temu 15tego stycznia powilam dzieciątko najslodsze – Samuela i jestem najszczesliwszą kobietą na swiecie ))))). Milosc, ktora czuje do tego malego czlowieczka jest wieksza, niz caly Wszechswiat, bezgraniczna, bezwarunkowa, najczystsza, niezwykle gleboka, autentyczna i pełna…. patrze na niego i lzy szczescia splywaja mi po policzkach…. nie przypuszczalam, ze moge kiedys tak bardzo kochac… Moj mistyczny porod rozpoczął sie w sobote 14tego wieczorem, przeradzajac sie stopniowo w 24o godzinną torturę, ktora doslownie i w przenosni rzucila calą mą istotę na kolana… umieralo moje cialo, umieralo moje ego… za oknem szalala niesamowita sniezna burza… o 21.45 przy poteznym krzyku zycia dobywajacym sie z mojej i jego piersi i zlewajacym sie w jedna boską pieśń, moj Anioł pojawil sie na naszej fascynujacej planecie …doskonaly, przepiekny, zbudowany raczej ze swiatla, anizeli z ciala, bedacy ucielesnieniem Boga i Milosci, moj prawdziwy kwiat lotosu, na ktory czekalam cale zycie…..cialo z mego ciala…. niepojety cud narodzin….bezmiar Milosci ogarnął cale me jestestwo… Do drugiej nad ranem siedzielismy razem w wodzie, w ogromnej wannie mojej nowej lazienki, przy swiecach i delikatnej duchowej muzyce, oczarwani, zaczarowani, w najwyzszym duchowym uniesieniu, zapatrzeniu i zachwycie….trzymajac sie czule w ramionach, nie mogac oderwac od siebie oczu, sluchajac bicia naszych serc… opowiadajac sobie o swiecie – ja jemu o ziemskim, on mi o niebianskim… Wszechswiat doznal ekspansji i stworzyl miejsce dla nowej istoty, ktora bedzie z radoscia podnosic jego wibracje swym pieknym szlachetnym zyciem. Gdy wyszlismy z wody i spojrzelismy przez okno, naszym oczom ukazal sie idylliczny bialy niewinny krajobraz, pokryty skrzacym sie puszystym sniegiem, pelen ciszy i spokoju…przyroda wspolgrala z magią mego porodu…. .czysty swiat przywital z rewerencją czystą duszę…. Misterium mego porodu dokonalo sie w okolicznosciach o jakich marzylam, w intymnej duchowej atmosferze mej świątyni na sarnim wzgorzu bez jakiejkolwiek medycznej asysty lekarza czy poloznej, a jedynie w towarzystwie istot zaangazowanych uczuciowo, czyli mego partnera Ralfa i mego piesiunia Lotoska – w kregach alternatywnych zwie sie taki porod porodem bez asysty i bez przemocy. Taki porod nie koncentruje sie glownie na fizycznym/medycznym aspekcie porodu ale przede wszystkim na jego aspekcie duchowym i uczuciowym, jest to bowiem święte wydarzenie, co jest niestety calkowicie pomijane w porodach szpitalnych. To, co przecietny mieszkaniec naszej planety uwaza za normalna szpitalna procedure porodowa jest dla nowej, bezbronnej, niezwykle delikatnej istoty ogromnym szokiem i bolem, ktory niesie ona potem przez cale zycie… Porod, ktory ja wybralam byl niezwyklym mistycznym przezyciem, gleboko wewnetrznym i transformujacym… wzielam bowiem pelną odpowiedzialnosc za jak najczulsze, najdelikatniejsze, jak najspokojniejsze i pelne milosci oraz wolnosci wprowadzenie mego synka do zycia na Ziemi… Oczywiscie, ze sie balam, ze czulam niewyobrazalny fizyczny bol porodowy i mialam poczucie otarcia sie o smierc ale czulam takze ogromna moc mojej decyzji, ogromną potęge mej kobiecosci oraz przeogromna potrzebe zapewnienia mojemu dzieciatku najpiekniejszego startu w nowe zycie. Wiele/u z Was pamieta jak trudna dla mnie byla to ciąża pod wzgledem zarowno fizycznym, jak i emocjonalnym, jak bardzo borykalam sie z jej akceptacja… a jednak niezwykla potezna podswiadoma milosc do tego nowego czlowieczka oraz zycie w coraz wiekszej swiadomosci dalo mi sile i odwage, by zrobic wszystko, co w mojej mocy, by zapewnic mojemu synkowi pelne szacunku, pokoju i milosci przejscie ze swiata ducha do swiata materii. Tym porodem wzielam w pelni moje zycie w swoje rece….umarlam…. i urodzilam sie na nowo….szczesliwa, wolna, pelna, tryskajaca miloscią, przesycona wiara we wlasna intuicje, moc i madrosc mego serca. Takie oto dary niesie ze soba porod domowy pelen ufnosci we wlasciwosc calego tego swietego procesu, jego przebiegu, czasu i intensywnosci doznan. W szpitalu oddajemy naszą moc lekarzom, nie ufajac sobie… oddajemy takze lekarzom i tzw. systemowi moc drzemiacą w naszych dzieciach… Aby w pelni uczynic zadosc idei porodu bez przemocy pragnelam nie odcinac pępowiny ale raczej pozwolic jej samej odzielic sie od cialka mego synka, co zwie sie porodem lotosowym, jednakze po czterech mistycznych godzinach w wannie po porodzie nie urodzilam łożyska, wiec z procedurą lotosową musialam sie wstrzymac… troche mnie zaskoczyl taki obrot spraw, nie bylam bowiem przygotowana na taka ewentualnosc. Bedąc jednak w stanie niespotykanego uniesienia i spokoju postanowilam zaufac zaistnialej sytuacji i poczekac do nastepnego dnia. Tak wiec polaczeni z Samuelkiem dosc krotką pępowiną ale na tyle dlugą aby usteczkami mogl siegnac do mojej piersi, polozylismy sie spac. Na drugi dzien lozysko wciaz nie chcialo sie urodzic, zadzwonilam wiec do znajomej poloznej z zapytaniem o porade, ktora okazala sie przesyconym strachem nakazem udania sie do szpitala, czego oczywiscie zrobic nie zamierzalam , skontaktowalam sie w zamian z kolezankami, ktore sa promotorkami porodow bez przemocy, ich sugestie rezonowaly z moim sercem i dotyczyly emocjonalno duchowego aspektu urodzenia lozyska. Poczulam, ze wraz z lozyskiem trzymam w sobie jakies stare destruktywne emocje i rozpoczelam ze spokojem i ufnoscia ceremonie puszczania, podziekowania i pozegnania… lozysko urodzilam na nastepny dzien delikatnie, calkowicie bezbolesnie po 36ciu godzinach od urodzenia synusia. 4 godziny pozniej odcielam bardzo juz uschnietą pepowinke uznajac, ze dopelnil sie nasz cudowny lotosowy porod. Jestem ogromnie wdzieczna, ze zaufalam mej intuicji, madrosci natury i mego ciala, ze zaufalam duchowemu i fizycznemu procesowi, ktory potrzebowal czasu aby sie dopelnic, czasu, ktorego nikt by nie uszanowal, gdybym rodzila w szpitalu…powodowani strachem i pospiechem nie dajemy sobie bowiem czasu i przestrzeni na wejrzenie w siebie i prawdziwa czułą bliskosc ze sobą, drugim czlowiekiem, zwierzeciem, drzewem… Ow czas pomiedzy swiatami, kiedy to moj synek byl niejako czesciowo wciaz we mnie i czesciowo poza mna pozostawiwszy lozysko w moim brzusiu i bedac polaczony ze mna cudownym sznurem zycia, byl dla mnie najswietszym oswieconym lotosowym czasem, swietlistymi 40toma godzinami mistycznego polaczenia z moim dzieciatkiem, niezapomnianymi godzinami milosci o ogromnej duchowej mocy. Cudowny pepuszek mojego synusia na zawsze bedzie dla mnie swietym miejscem naszego mistycznego polaczenia…kocham to miejsce… Piszac te slowa siedze z mym Samuelkiem, ktory slodko ssie mą pierś, z ktorej plynie rwąca rzeka bialego najzdrowszego mleka, ktore w ogromnej obfitosci produkuje moje swięte cialo….święte, bo stworzylo cud niezwykly – swiętego nowego czlowieczka. Dopiero teraz poczulam pełnię zycia, pelnie szczescia, pelnie milosci…tęskniłam za takim spelnieniem wiele lat, nie wiedzac, ze tak naprawde tęsknię i czekam na mego synka . Nie moge oderwac od niego oczu, czas z nim to najpiekniejszy i najcenniejszy czas mego zycia, praktycznie non stop jestesmy razem, nosze go bowiem caly czas w chuscie, minuta bez niego, wydaje mi sie straconą minutą, nic nie jest bardziej fascynujace, jak bycie z nim, obserwowanie jego kochanej buzki, calowanie kochanych stopek, karmienie piersią, wspolne kapiele w ogromnej wannie, czułe masaze kochanego ciałka, głębokie rozmowy bez słów, uczenie się języka migowego oraz zycia bez pieluch /Samuel juz z radoscią robi siusku do miseczki/, a przede wszystkim sluchanie jego cudownego oddechu kiedy sobie razem spimy w ogromnym lozku mej sypialni pod egidą wschodzacego słońca wyrzezbionego na scianie. Uczymy sie taze jak odreagowywac, uwalniac uwiezione w malym cialku emocje i stres prenatalny. Delikatny czlowieczek gromadzi bowiem w sobie przykre odczucia, jakich doznal bedac w brzusiu mamy, takze traumę porodową i potrzebuje to uwolnic podczas dni, tygodni, a nawet miesiecy po porodzie. My z Samuelkiem przeszlismy sporo podczas ciąży /na szczesnie nie podczas porodu:)/, wiec z miloscia opowiadam mu o tym i bardzo go przepraszam, wtedy razem sobie poplaczemy, by potem moc sie razem radowac . Jesli dzieciatko nie ma mozliwosci, by uwolnic owe niepokoje, wnosi je potem w pozniejsze zycie jako depresje, agresje, uzaleznienia etc. Czuły dotyk, jak najczestsze noszenie, przytulanie, spanie z dzidziusiem, to najlepsza terapia i najbardziej niezbedna rzecz w zyciu maluszka. Nie szczedzmy zatem czulosci i bliskosci naszym dzieciom, one tego potrzebuja jak tlenu by byc fizycznie i emocjonalnie zdrowe i szczesliwe. Nie wstawiajmy ich do lozeczek, osobnych pokoi, bo to je przeraza i zaburza naturalną homeostaze ich istoty, zaburza zaufanie do swiata, odbiera poczucie bezpieczenstwa i poglebia poczucie separacji od siebie, innych i Źródła. Dzieci chcą być blisko spokojnych, szczesliwych rodzicow, wtedy czują, ze sa naprawde kochane i calkowicie akceptowane. Niechaj kąpią sie w oceanie naszej bezwarunkowej czulej milosci, a wyrosną na szlachetnych, spelnionnych, radosnych doroslych ludzi. Pamietajmy, ze to, co tzw. system uwaza za normalne traktowanie dziecka – szpitalne porody, procedury poporodowe, szczepienia, uczenie dziecka chlodnej samodzielnosci, etc., nie jest normalne, jest brutalne i zostawia dalekosiezne emocjonalne blizny, ktore nie pozwalaja nam potem zyc w szczesciu i pokoju… Zmienmy to, badzmy rodzicami glebokich przemian na lepsze w zyciu przyszlych pokolen, w zyciu naszej planety…. Pamietajmy takze, ze nasze negatywne emocje ogromnie wplywaja na poziom stresu u dziecka, zadbajmy wiec bardzo o nasze uzdrowienie. Ja bardzo mocno przeciwstawilam sie systemowi swoim porodem i wszystkim, co wprowadzam w zycie mego syneczka po porodzie…. Począwszy od tego, ze zdiagnozowano u mnie wade serca, gdy mialam 17cie lat i juz wtedy ostro zaznaczono, ze w przypadku mej ciazy wchodzi w gre tylko cesarskie ciecie – nieprawda! – moje serce cudownie wspolpracowalo podczas dlugiego i bolesnego porodu. Po drugie, moj wieloletni weganizm uniemozliwi mi zajscie w ciaze – nieprawda! /nawet nie probowalam, a sie stalo / i ze bede miala malo mleka, mleka mam tyle, ze moglabym wykarmic trojaczki . Po trzecie – pierwszego dziecka, nie mozna urodzic bez poloznej – nieprawda! Po czwarte – kobiete trzeba naciac, bo i tak peknie w czasie porodu – nieprawda! – ja mimo prawie 4o kilowego dzidziuska wcale nie peklam. Po piate – lozysko trzeba wylyzeczkowac jak najszybciej po porodzie – nieprawda! etc., etc., etc. Gdybym sluchala lekarzy, nie przezylabym najwspanialszego mistycznego porodu i narazilabym najdelikatniejsza istotke na niepotrzebna przemoc….sztuczne przyspieszacze porodu, znieczulenia porodowe, procedura poporodowa – separacja od matki, mierzenia, warzenia, oczyszczanie noska, oczek, pobieranie krwi etc., nie zdajemy sobie sprawy jak bolesne i szokujace to jest dla dziecka – zaoszczedzmy mu tego!!!!!!, rodzmy w domach, w milosci. intymnosci, czulosci i mocy!!!!! Nowo narodzone dziecko to duchowo zaawansowana swiadoma istota, bycie z nia, uczenie sie jej oraz glebokie porozumienie z nia otworzyly przede mna drzwi do autentycznej duchowosci, czuje, ze moj rozwoj duchowy przeniosl sie na inny wymiar, wymiar o nieslychanej głębi i bliskości ze Źródłem. Zycie splatalo mi najcudowniejszego figla – Światlo zapanowalo w mym sercu, Pokój zapanowal w mym umysle, Miłość zawładnęła całą mą istote. Nie moge sie doczekac dalszej podrozy z moim malym buddą, pokazywania mu cudów swiata oraz kreowanie wspolnie inspirujacego, wolnego, radosnego zycia bez przemocy. Z calego serca dziekuje Wam wszystkim, które/którzy wspieraliscie mnie do tego punktu mej wędrówki, Wasza kochajaca obecnosc byla, jest i bedzie dla mnie bezcenna. Wasza energia dodala mi sil by zrobic to, co zrobilam, by przezyc to, co przezylam, by stac sie wolną od strachu pokojową wojowniczką o lepsze zycie przyszlych pokolen. Namaste Om Om Om Patrycja
Komentarze
Prześlij komentarz