Następna opowieść z brzucha: Czasami dobrze lubić czereśnie!
Terminarz najbliższych spotkań w Czeresniowym Polu
25-26.08 - Naturalne kosmetyki - Richard Macdonald
31.08- niezwykła ceremonia zaślubin w Czeresniowym Polu
1.09. - ceremonia Otwierajaca Serce wg. Przekazów rdzennych ludzi Ameryki Poludniowej
14-15- Birth into Being warsztat w Polu Narodzin prowadzony przeze mnie.
21-22- Celebracja równonocy
Sylwia mama Miłosza wysłała niedawno pytanie, czy może umieścić informacje o swoim porodzie powołując się na mój blog, który prowadzę ku inspiracji dla innych. Tak się cieszę, bo jej opowieść utwierdza mnie w tym, co pragnę robić i robię już od przeszło 6 lat.
Oto Czereśniowe Pole zostaje wzbogacone o kolejną piękną opowieść o słuchaniu swojego wewnętrznego głosu, o zaufaniu do Świata i boskiemu w nim porządku, o zaufaniu do Siebie jako kobiety. To prawdziwy dla mnie zaszczyt, że mogłam się do tego przyczynić!
Wszystkiego dobrego dla wszystkich twoich bliskich Sylwio!
Oto fragment opowieści, której całość można przeczytać na stronie Stowarzyszenia Dobrze Urodzeni
Narodziny Miłosza – 08.07.2013r.
O tym, że chcę rodzić w domu wiedziałam na długo przed tym zanim zaszłam w ciążę. Tak
naprawdę, konsekwencją tego, że udało mi się odnaleźć właśnie tę drogę, było to, że
zdecydowaliśmy się na dziecko. Pamiętam jak dziś moment, gdy trafiłam na blog Kasi
Barszczewskiej „Czereśniowe pole” (czy to zbieg okoliczności? – ja wszak kocham jeść
czereśnie!). Kasia napisała tam wiele ciekawych opowieści, m.in. o porodzie lotosowym,
sztuce świadomych narodzin, odcisku limbicznym. Było to dla mnie wielkie odkrycie – móc
rodzić w domu! Popłakałam się ze szczęścia. W tamtym momencie poczułam, że jestem
gotowa na to aby dać nowe życie.
Tak to się zaczęło. Poszerzałam swoją wiedzę na temat porodów domowych. Nie spodziewałam się, że znajdę tak dużo informacji - książki, Internet... Gdy zaszłam w ciążę wiedziałam już, że w naszym mieście mamy tylko jedną położną przyjmującą porody domowe – Dorotę. Skontaktowałam się z nią telefonicznie, gdy byłam w piątym miesiącu ciąży i umówiłyśmy się na pierwsze spotkanie u nas w domu. Byłam tym faktem bardzo zestresowana i przejęta. Pomimo moich obaw (teraz wiem, że niepotrzebnych) Dorota okazała się bardzo profesjonalną położną. Prowadziła całe nasze spotkanie, była spokojna i rzeczowa. Pomyślałam, że to bardzo odpowiedzialna kobieta i poczułam pewność, że będę pod dobrą i fachową opieką.
O swojej decyzji dotyczącej tego jak chcemy urodzić, nie powiedzieliśmy ani rodzicom, ani znajomym. Nie chcieliśmy słuchać obaw innych. Nie bałam się porodu w domu i dlatego nie miałam ochoty obciążać się lękami innych osób. Tym bardziej, że świadomość ludzi dotycząca przygotowań do takiego rodzaju porodu i jego całego przebiegu – nie oszukujmy się – jest znikoma albo nawet zerowa.
Nie każdy wie, ale kwalifikacja do porodu domowego to wielkie wyzwanie dla ciężarnej i jej dziecka. Musiałam wykonać wiele specjalistycznych i kosztownych badań, by móc sprostać wszystkim wymaganiom. Do samego końca los mojego wymarzonego porodu domowego był niepewny. Na nasze szczęście wszystko się udało.
Nadszedł ten wielki i długo wyczekiwany dzień – w niedzielę obudziłam się mając poczucie, że „chyba” mam skurcze. Sama nie wiedziałam czy to właśnie „to”. To moja pierwsza ciąża i nie miałam pojęcia jak je powinnam czuć. Skurcze (trafnie nazwane, bo odczucia są właśnie takie – ścisk całej obręczy miednicy, brzucha, podbrzusza i pleców) trwały i trwały z przerwami cały dzień.
Tak to się zaczęło. Poszerzałam swoją wiedzę na temat porodów domowych. Nie spodziewałam się, że znajdę tak dużo informacji - książki, Internet... Gdy zaszłam w ciążę wiedziałam już, że w naszym mieście mamy tylko jedną położną przyjmującą porody domowe – Dorotę. Skontaktowałam się z nią telefonicznie, gdy byłam w piątym miesiącu ciąży i umówiłyśmy się na pierwsze spotkanie u nas w domu. Byłam tym faktem bardzo zestresowana i przejęta. Pomimo moich obaw (teraz wiem, że niepotrzebnych) Dorota okazała się bardzo profesjonalną położną. Prowadziła całe nasze spotkanie, była spokojna i rzeczowa. Pomyślałam, że to bardzo odpowiedzialna kobieta i poczułam pewność, że będę pod dobrą i fachową opieką.
O swojej decyzji dotyczącej tego jak chcemy urodzić, nie powiedzieliśmy ani rodzicom, ani znajomym. Nie chcieliśmy słuchać obaw innych. Nie bałam się porodu w domu i dlatego nie miałam ochoty obciążać się lękami innych osób. Tym bardziej, że świadomość ludzi dotycząca przygotowań do takiego rodzaju porodu i jego całego przebiegu – nie oszukujmy się – jest znikoma albo nawet zerowa.
Nie każdy wie, ale kwalifikacja do porodu domowego to wielkie wyzwanie dla ciężarnej i jej dziecka. Musiałam wykonać wiele specjalistycznych i kosztownych badań, by móc sprostać wszystkim wymaganiom. Do samego końca los mojego wymarzonego porodu domowego był niepewny. Na nasze szczęście wszystko się udało.
Nadszedł ten wielki i długo wyczekiwany dzień – w niedzielę obudziłam się mając poczucie, że „chyba” mam skurcze. Sama nie wiedziałam czy to właśnie „to”. To moja pierwsza ciąża i nie miałam pojęcia jak je powinnam czuć. Skurcze (trafnie nazwane, bo odczucia są właśnie takie – ścisk całej obręczy miednicy, brzucha, podbrzusza i pleców) trwały i trwały z przerwami cały dzień.
Komentarze
Prześlij komentarz