Odzyskałam utraconą część moich Opowieści z brzucha
Sklepienie wnętrza,
ożebrowane,
witraże myśli wpuszczają światło smaku.
Żółta czereśnia…
Wiersz dla córeczki – czerwiec 2007
Emilia
Żółta czereśnia
Jaśmin po prostu pachnie
Dźwięk harfy słodko brzmi
Twoja główka
Wzruszenie
Idę tropem wzruszenia, czereśni, miękkiej główki.
Czereśnię zasadził dla mnie dziadek w ogródku mojego dzieciństwa.
Siadywał na ławeczce przed altanką pod kopułą liści jabłoni. To drzewo dawało przyjemny, chłodny cień w upalane dni i nie pamiętam, aby wyrosły na nim jakieś owoce.
Na Mojej Czereśni – nazywam ją uroczyście - owoce pojawiły się dość szybko. Lubię czereśnie, szczególnie te ciemnoczerwone, cudownie słodkie i soczyste o delikatnych czarnych żyłkach pulsujących rozkoszną słodyczą, smakiem słońca w skwarze o zachodzie. Chłodem poranku i zapachem jaśminu, tęsknotą niezapominajek.
Dziadek zasadził żółtą czereśnię, która dopiero po kilku latach zaczęła wydawać pierwsze owoce, słodkie i zmysłowe, miękkie i jędrne. Gładkie, twarde, soczyste, zmysłowo przepołowione…
Wdrapywałam się na pierwsze mocne gałęzie, aby sięgnąć owocu rozkoszy. W tym samym czasie odkrywałam swoją rozkosz i tak jak czereśnia miałam wielkie plany urosnąć i mieć dużo cudownych owoców.
Moja obfitość łatwo wtopiła mi się w obraz czereśni.
Jeszcze nie znałam swojego ciała, które wołało cicho, szeptem, bezgłośnie, bezsilnie: poznaj mnie! We mnie jest wiedza, życie, prawda, słodycz, cykle przebudzenia, olśnienia, tajemnica, macica, cud tworzenia, marzenia, krew przemiany, zmiany, ciało i krew, czerwień i biel. Tak wabiło mnie ciało, które wówczas przypisałam w urzędzie mężczyźnie i spisałam erotyczny cyrograf z patryjarchatem. Jakkolwiek się to słowo pisze, nie wyszło mi to na dobre. Można powiedzieć: nieźle się na tym przejechałam. Choć próbowałam sprawę zatuszować. Przyklepać, ugłaskać, zapomnieć, to gdy tylko zanurzyłam się w rozkoszy, zanurkowałam w głąb przyjemności( lub błogiej esencji istnienia), natychmiast słyszałam skowyt mojej namiętności, nienasycenia. Ziemia pod stopami drżała z podniecenia, rozrywała lądy, na których stałam i próbowała mnie wchłonąć niby wieloryb tysiące małych rybek jednym kłapnięciem. Próbowałam ,,dla przyzwoitości wpojonej mi tak przy okazji” zapomnieć. Ależ jak można tak po prostu zapomnieć.
Można, jeśli się człowiek bardzo uprze.
....ciąg dalszy istnieje na szczęście dla mnie:) i chetnie go jeszcze przedstawię...:)))))))))))))))))))))))))))))))
Komentarze
Prześlij komentarz